niedziela, 18 kwietnia 2010
Provavelmente encontrei... :)
Dziś jest wyjątkowy dzień. Dzień jaki nie zdarza się co dzień, ani raz na miesiąc czy rok. Po prostu wyjątkowy. Jeden z powodów dla których był on taki szczególny pozostanie tajemnicą ale powiem tylko że spełniło się jedno z moich najskrytszych marzeń.
Dzień ten również jest wyjątkowy, gdyż oprócz spełnienia tego tajemniczego marzenia pojechałem na wycieczkę z Tanią i Nelsonem i odnalazłem coś, czego mi brakowało od momentu przyjazdu tutaj...
Zaczęło się normalnie, jazda samochodem, autostrada, zakręty, więcej zakrętów... jeszcze więcej zakrętów...... nieskończone zakręty.... uff... po godzinie jazdy dotarliśmy do tamy- barragem canicada.
Tama jak to tama nic specjalnego, ale... ta dziś była całkowicie zamknięta. Po drugiej stronie woda całkowicie opadła, widać było dno, kolejną mikro-tamę i dno koryta rzeki. |Wyglądało to dziwnie.
Tamy nie podziwiałem zbyt długo, gdyż przy moim lęku wysokości nogi zaczynały mi się się robić co raz bardziej miękkie....
Ponieważ ta tama była naszym głównym celem wyprawy ( liczyliśmy na pokaz siły natury czyli opróżnianie zbiornika) rozpoczęliśmy powrót do domu do Viany.
Jako że czas nas nie gonił przejechaliśmy przez park narodowy Geres. I kiedy tak sobie jechaliśmy przez ten park przypomniałem sobie dlaczego Tania mówiła, że Szkocja przypomina jej Portugalię.
WIDOKI PRAWIE IDENTYCZNE!!! Strome góry, łagodnie zaokrąglone na szczycie, nie tak ostre jak tatry, porośnięte zieleniną a w dole rzeka, jezioro.... brakowało tylko owiec i "cattle grid" ( niestety nie znam polskiej nazwy- są to takie metalowe pręty w poprzek drogi, ułożone na jezdni które uniemożliwiają krowom przechodzenie)
I tak się zacząłem zastanawiać, dlaczego takie miejsce nie jest znane szerzej w świecie.... Tysiące turystów jedzie do Szkocji, zachwyca się górami i widokami... a takie miejsce nie jest znane szerzej... Tak między Bogiem a prawdą to gdyby nie Nelson, to tez bym tutaj nie trafił!
Zachwycony widokami kontynuowaliśmy jazdę w stronę Viany...
i znów były zakręty..
więcej zakrętów....
i jeszcze więcej zakrętów....
obrzydliwa ilość zakrętów......
i dotarliśmy do miejsca które mnie po prostu wbiło w ziemię...
Odnalazłem tutaj, w Portugalii, 3300km od domu, od Polski miejsce które zawsze było/jest dla mnie miejscem szczególnym, magicznym.
Odnalazłem swoje mini- Mazury.
Śpiew ptaków, żaby... rzeka która tak na prawdę bardziej przypomina jezioro. W koło las i łąka z tatarakiem.. Po prostu zaniemówiłem...
Zacumowane łodzie rybackie, delikatny chlupot wody o brzeg...
nawet komar mnie ugryzł!
A to wszystko nie dalej niż 20 minut jazdy od mojego nowego domu....
Boa Noite!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Portugal é uma caixinha de surpresas. Nem imaginas o que ainda te falta descobrir. ;)
OdpowiedzUsuń